Gra aktorska, fabuła. "To coś" aż woła o pomstę do nieba, najgorsze jest to, że to coś pretenduje do miana czegoś lepszego niż jest, pseudointelektualna porażka i badziewie.
Też mi się zbytnio ten film nie spodobał. Moim zdaniem byłby lepszy bez Petry - jak dla mnie najbardziej irytująca postać, po prostu psuła mi całą frajdę z oglądania.
Są. Totalnie superaśne :) a uważam tak ponieważ idąc na Avengersów nie wymagam niczego wyższego. A po omawianym filmie od nazwy przez opis spodziewałem się minimalnego wyzwania intelektualnego. A film jest totalnie poniżej wszelkiej oceny. Okazuje się, że cały przekaz filozoficzny opiera się na obłędnym uczuciu nauczyciela do uczennicy. Dla mnie to dramat ale intelektualny. Ten film nie ma nic w sobie. Nawet nie ma myśli przewodniej, która byłaby logiczną dla kilku wątków. No chyba, że myślą przewodnią miało być przemówienie do rozsądku uczennicy, którego powinna wybrać faceta. Tylko nie rozumiem po co w tym wszystkim a'la fabuła, z której można byłoby nakręcić naprawdę niezłe kino na poziomie choćby Więźnia labiryntu. Szkoda. Leci pierwsza moja 1 za nakręcenie filmu o niczym.
Bardzo trafnie to ubrałeś w słowa. Ode mnie "dwója", ale tylko dlatego, że widziałam JESZCZE gorszy film. Podobnie i ja spodziewałam się jakiegoś minimalnego wyzwania intelektualnego, jakiegoś odkrywczego myślenia. Jednak nic podobnego mnie nie spotkało :(. Próbowałam wczuć się w rozumowanie bohaterów, w całą tą ich grę "co by było gdyby". Ale i tutaj w twarz mi poleciały same sprzeczności. Np. (spoiler) czemu ten nauczyciel w każdej wersji biegał z pistoletem i chciał ich zabijać, skoro byli wybrańcami i mieli przedłużyć gatunek, owszem "ratunek" przed cierpieniem z powodu atomówek rozumiem, ale on też w trakcie (w bunkrze) chciał kogoś ustrzelić albo na koniec, jak już wyszli z tego bunkru w 3.wersji; inna niedorzeczność - 1.wersja - zamiast próbować wymyślić kod, rozpisać wszystkie możliwe wersje albo elektryka zatrudnić, niech zrobi jakieś spięcie, które otworzy drzwi, to oni po prostu się poddali i zaczęli umierać...inna sprawa, że żadna kula rykoszetem nikogo nie zabiła ;) ...dalej... w 3.wersji - po co przedłużali swój żywot w bunkrze, jak i tak potem koleś nacisnął guzik rakiety...masa podobnych nielogicznych niuansów się piętrzy w tym filmidle. Ale żadne wyjaśnienie i tak nie usprawiedliwi tego pseudointelektualnego kiczu. A już końcówka (romans z nauczycielem) to było, jak uderzenie obuchem w głowę. Faktycznie, Avengersi w swoim gatunku sprawdzają się na pewno o niebo lepiej. Chyba się skuszę i obejrzę ;).
Co niedorzecznego widzisz w końcówce trzeciej próby? Żyli dopóki mogli czerpać z życia radość, jeśli bunkrowa sielanka miała się skończyć, to wybrali śmierć niż bezsensowne tyranie dla odbudowy cywilizacji od zera.
Nigdy nie szłam na łatwiznę. Może w tym tkwi różnica między nami i tym, że Tobie film się podobał, a mi nie. Dla mnie bezsensowna w tym wypadku jest śmierć, a nie odbudowa cywilizacji (odnoszę się tylko do Twojej wypowiedzi) . A filmu i tak już nie pamiętam na tyle, by o nim prowadzić dalszą rozmowę. Jak widać, nic nie wniósł do mojego życia, żadnej nowej treści, bym jakoś zapamiętała go w 3 lata po obejrzeniu.
Dlatego, że bunkry buduje się po to by... przeżyć może? Nie wiem... tak tylko głośno myślę
W praktyce takie zachowanie jest egoistyczną zabawą, w której skazujesz na śmierć innych ludzi, którzy by starali się odbudować świat
Już nie wspomnę o końcówce, w której mówią o tym, iż nie boją się śmierci, tylko nawet ja przywołują - to po kiego wchodzili do bunkra i siedzieli tam tyle czasu? Trzeba było zostać na powierzchni, seksić się, naćpać, napić (kolejny absurd - 2 skrzynki wina na zagładę...), a bunkier zostawić dla tych... którym zależy...!
Każdy jest egoistą, ludzie mają tylko inne priorytety. Z punktu widzenia jednostki przedłużanie przyjemności jest racjonalniejsze, niż odbudowywanie cywilizacji. Twój zarzut można by odwrócić i spytać, czemu grupka nawiedzonych "budowniczych" miałaby pozbawiać kilku miesięcy przyjemności więcej inną grupkę lekkoduchów? Właściwie jest to tylko kwestia tego, kto pierwszy dopcha się do bunkra.