z czystym sumieniem. nie tylko starym pannom (ktos kto to napisal chyba nie ogladal filmu, ktory zaczyna sie slubem), ale kazdemu myslacemu widzowi. komedia romantyczna poruszajaca jakies problemy a nie tylko wpajajaca nam do glow ze romantycznie moze byc tylko na plazy o za chodzie slonca ;) kilka scen zabawnych (komizm slowny tak zwany), kilka wzruszajacych...
kilka osob poruszylo juz tu temat wygladu Helen Hunt - mysle ze jej "image" mial oddac charakter granej postaci. szarej zwyklej nauczycielki, bez botoksu, kiecek od prady czy wlosow falujacych zawsze nienagannymi lokami. tak jak o Charlize Therone nie mowi sie ze w filmie Monster pokazala swoja prawdziwie starzejaca sie twarz, tak i tutaj to troche wnioski na wyrost. postac kreowana przez Hunt to 40-letnia kobieta pracujaca, prostolinijna i niezbyt zamozna (jest o tym mowa w filmie) - aktorka zdecydowala sie pokazac jak ona widzi taka kobiete by obraz byl prawdziwszy pomijajac komercyjna strone wizji. nawet dom w ktorym mieszka jest prawie pusty i szarawy - czy to o czyms nie swiadczy? na dizajnerow tez Hunt juz nie stac bo sie starzeje?? ;)) czy tak trudno uwierzyc ze w filmach stosuje sie charakteryzacje ktora wygladza albo marszczy??? nie do wiary ze taka naiwnosc jeszcze w ludziach drzemie - co w filmie to w zyciu! ;)
na koniec: film oglada sie bardzo dobrze. taki slodko-gorzki obrazek z przeslaniem. bez zbednego slodzenia, bez zbednego tragizowania. prosto i szczerze. takie sa moje odczucia wiec polecam takze Wam - nie przegapcie jesli macie okazje obejrzec :)