Niestety, ale film bardzo mnie rozczarował. Scenariusz jest przewidywalny i bardzo oklepany. Kolejna ckliwa historia o ludzkiej niezłomności i przemianie. Nie rozumiem dlaczego główny bohater stał się...bohaterem. Typowy człowiek, który był w złym miejscu, o złej porze. Niczego wielkiego nie zrobił. Amerykanie uwielbiają dramatyzować, uwielbiają patos. Każdego dnia na całym świecie ludzie umierają, tracą nogi i ręce i nikt z nich nie robi bohatera. Są kraje, gdzie jest to codziennością. Amerykanie to naród, który zrobił z ataku na WTC dramat tysiąclecia i ciagle to przeżywają jakby im się wielka krzywda stała. Co z tego, że gdzie indziej to prawie codzienność. Podobnie w tym filmie. Podczas maratonu wybucha bomba, człowiek traci nogi. Tylko Amerykanie mogą zrobić z niego bohatera a z siebie niezłomnych ludzi. Śmierdzi propagandą, a film jak wspomniałem jest ckliwy, przewidywalny...
Oklepany, przewidywalny i ckliwy scenariusz? Tak ewentualnie można by napisać gdyby to rzeczywiście była wymyślona historia, a nie w momencie kiedy scenariusz napisało samo życie. Nie można pozmieniać komuś przeszłości, wydarzeń, które miały kiedyś miejsce w rzeczywistości dla zwiększenia atrakcyjności fabuły, film jest na faktach.
Film powstał na podstawie autobiografii, pytanie więc jak wiele przedstawionych w nim wydarzeń faktycznie miało miejsce, a ile powstało w wyobraźni Johna Pollono (autora scenariusza), Breta Wittnera (współautora książki) i samego Baumana. Bo obecnie jedynym faktem co do którego możemy mieć 100% pewności jest to, że największą (jedyną?) zasługą Jeffa było (cholernie pechowe) znalezienie się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, dzięki czemu załapał się na zdjęcie, które obiegło media na całym świecie. Jasne, nic przyjemnego stracić nogi, czy jednak samo to czyni z niego bohatera? Podobne tragedie spotykają każdego roku tysiące osób i nikt o nich filmów nie kręci...
Prawa jest taka, że nie każda ciekawa na pierwszy rzut oka historia okazuje się być dobrym materiałem na film - po prostu życie większości ludzi nie jest wystarczająco ciekawe, by dało się nim zapełnić blisko 2-godzinną fabułę. Tu razi to tym bardziej, że bohater faktycznie godny takowej (Carlos "facet w kapeluszu" Arredondo) był na wyciągnięcie ręki, twórcy filmu poświęcili mu jednak raptem jakieś 5 minut... czemu? Bo granie styranego życiem białego faceta bez nóg daje większe szanse na nominację do Oscara?
PS: prawdziwi Jeff i Erin rozwiedli się gdy film był w post-produkcji, jakieś pół roku przed jego premierą - o tym fakcie (ukazującym że nawet finałowa przemiana głównego bohatera nie była jak widać długotrwała) oczywiście w napisach końcowych nie wspomniano, widać nie pasowało to do ogólnego "happy endu" ku pokrzepieniu serc...
No niestety bardzo wielu ludzi dotykają tragedie, wybrano akurat tę historię i już...pewnie dlatego, że była znana tamtejszemu społeczeństwu, które żyło nią w tym czasie. Taaak, też myślę, że wątek z Carlosem mógłby być lepiej podkreślony a nie tylko lekko zarysowany, może szkoda. A o rozwodzie wiedziałam, cóż...trudno oceniać kogokolwiek nie znając szczegółów tej sytuacji, to ich prywatność, jeżeli nie chcą nie muszą tłumaczyć powodów swojego rozstania do informacji publicznej, a w sieci jak to w sieci, ludzie mogą na ten temat jedynie spekulować. Sami bohaterowie podobno pozostali w przyjaźni ale o tym to wie już pewnie tylko najbliższe otoczenie ;-)
Co za roznica czy sie rozwiedli czy sa razem? Oceniamy film i nic poza nim. Nie znasz szczegolow, nie oceniaj.
Zgadzam się. Historia niedojrzałego emocjonalnie kmiota, którego ani utrata nóg, ani inne późniejsze ważne zdarzenia (żeby nie spojlerować) nie zmieniają wcale tak bardzo. Dalej jest gnojem z pijackiej rodziny. Jedynym usprawiedliwieniem nakręcenia filmu o tym chłopaku są okoliczności utraty nóg i tyle. Reszta to nieciekawa historia o typku, który wcale nie jest niezwyciężony. Ja tu żadnej walki nie widzę, widzę za to usprawiedliwianie patologicznych zachowań utratą nóg w dramatycznych okolicznościach. Ckliwa końcówka tylko dobiła ten film. Plusy daję za Jake'a - on jak zawsze fantastyczny.
napisałem to w moim poście - mimo ze ten koleś jest taki jak napisałaś/eś to jest bohaterem i symbolem Ameryki. Ameryki wielkiej i niezwyciężonej taki zwykły ktoś kto jest słaby i się obsrał po pijaku. Oni w to wierzą i dlatego są silni i osiagają sukcesy. Powinniśmy się tego uczyć.
słuchaj ale to film na podstawie prawdziwego człowieka i wydarzeń to ten scenariusz jest chyba do przewidzenia ? :)