Żyję na tym świecie już trochę i zdążyłem się nauczyć, że układy i układziki panują wszędzie - nie tylko w polityce, ale i na szarym osiedlu w małej mieścinie. Ludzie już tacy są. Ten film nie pokazuje nic nowego. Ale pokazuje to w dobitny sposób.
Pokazuje za to jedną ciekawą rzecz - w scenie zamieszek na początku - ludzie potrzebują się wyżyć, rozładować agresję którą mają wrodzoną a sytuacje takie, jak w Belfaście, są po prostu ku temu okazją. Większość ludzi, którzy idą na wojnę, na zamieszki czy protesty, idą nie dla sprawy, ale żeby się wyżyć, rozładować, bo każdy nosi w sobie agresję, ale w codziennym życiu musimy ją w sobie tłumić. A gdy w kraju panuje zadyma, już nie trzeba. Mozna swobodnie iść, rzucać kamieniami, pobić a nawet zabić kogoś w przypływie emocji, a na końcu powiedzieć "Przecież jest wojna".
Zawsze jest jakaś wojna. A jak nie ma, to się znajdzie.